piątek, 30 września 2016

"Dziewczyna z portretu" - David Ebershoff

Opis

Greta sama zaproponowała Einarowi, żeby założył pończochy i damskie buty. Chciała dokończyć zamówiony kobiecy portret, a modelka nie mogła przyjść do pracowni.
Mąż – mężczyzna o subtelnych rysach i drobnej budowie ciała – zdawał się idealny do tego zadania. Ot, niewinna prośba, artystyczny żart…
Greta nie mogła przypuszczać, że ta chwila zmieni całe jej życie: obudzi w nim pragnienie, które trudno będzie zlekceważyć i uciszyć.
"Dziewczyna z portretu" to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, które wstrząsnęły życiem dwojga duńskich artystów: Einara i Gerdy Wegenerów.
To pełna subtelności, liryczna opowieść o odważnej miłości, która potrafiła przekroczyć wszelkie granice, także te obyczajowe i seksualne, bez oglądania się na to, co wypada.*

 

 

Recenzja

   Przyznam, że niezwykle rzadko zdarza mi się doczytywać do końca książki, które mnie nudzą. Jak coś mi idzie jak przysłowiowa "krew z nosa", zostawiam to i szukam czegoś innego (wszakże tyle książek, a tak mało czasu!). Tym razem jednak uparłam się. Było mi ciężko, nudno, moje zniechęcenie sięgnęło zenitu ale udało się. Skończyłam czytać Dziewczynę z portretu.    Historia z tą książką była dosyć ciekawa. Kiedy tylko pojawiły się pierwsze zwiastuny filmu byłam zafascynowana historią i stwierdziłam, że muszę ją poznać. Mam osobistą słabość do aktorów grających tam główne role czyli: Eddiego Redmayne'a oraz Alicii Vikander. Jestem jednak osobą ściśle przestrzegającą zasady "najpierw książka, później film", więc darowałam sobie wcześniejszy wypad do kina. Jak powieść trafiła do moich rąk? Dorwałam ją na Targach Książki. Byłam zachwycona! Emocje jednak szybko opadły, gdy zabrałam się do czytania. Uwierzcie mi, zawsze daję szansę książce na rozkręcenie do ok 100 strony. Tym razem jednak dotarcie do tej strony było prawdziwą męczarnią :( Porzuciłam czytanie i książka od kwietnia leżała na półce i czekała na kolejną szansę. Teraz się zawzięłam i przeczytałam co uważam za naprawdę ogromny sukces. I wiecie co? Nie sądzę aby ta książka została w mojej pamięci zbyt długo.
Czytałam wiele recenzji i nie mam pojęcia czy tylko mi tak strasznie się nie podobało?
    Po pierwsze, tematyka chyba mnie przerosła. Widzicie wiemy o pewnych sprawach, głównie ze słyszenia. Myślałam, że ten temat nie będzie aż tak trudny, jednak ciężko było mi to wszystko pojąć. Historia miłości Grety i Einara była dla mnie czymś zupełnie nowym, obcym, nieznanym. Na początku książki przedstawieni zostali jako zwykłe małżeństwo. Para malarzy, gdzie on odnosi sukcesy, ona żyje w jego cieniu. Dodatkowo nie mogą mieć dzieci, chociaż bardzo się o nie starają. Problemy, z którymi nie jedni musieli już się zmierzyć. Jednak pewnego dnia wszystko się zmienia. Jedna chwila obraca ich życie do góry nogami. Greta prosi swojego męża o założenie damskich butów, tak aby mogła dokończyć portret. Te kilka minut budzi w Einarze pragnienia, które były mu wcześniej nieznane. Tym samym nasz bohater staje się coraz bardziej zagubiony, zaczyna zastanawiać się kim jest naprawdę. Przy coraz częstszych pozowaniach w Einarze budzi się Lilli, którą ostatecznie ma się później stać.
Niesamowicie w tej książce irytowała mnie postać Grety. Irytowała, a zarazem zdobywała mój podziw i szacunek. Aż do końca powieści zadawałam sobie pytanie, czy gdyby tamtego dnia nie poprosiła ona męża o przysługę, czy sprawy  miałyby taki sam obrót. Być może pragnienia Einara nigdy by się nie obudziły? Tego nie wiemy. Miałam też wrażenie, że taka przemiana działała momentami Grecie na korzyść. To właśnie dzięki portretom Lilli udało jej się zdobyć międzynarodową sławę. Z drugiej strony Greta była tak silną kobietą, która przekładał dobro męża nad własne. Może dręczyły ją wyrzuty sumienia? Wspierała go we wszystkim i pozostawała mu wierna do końca.
Warto dodać, że książka jest bogata pod względem psychologicznym. Możemy śledzić rozterki, które towarzyszyły głównym bohaterom (przede wszystkim Einarowi).
Pamiętajmy, że historia Wegenerów wydarzyła się naprawdę. Lilli Elbe (bo takie imię i nazwisko przyjął Einar) była pierwszą trasgenderową kobietą, która przeszła operacyjną zmianę płci. Nie jest to jednak biografia, z której należy wyłaniać fakty. Sam autor na końcu tłumaczy, iż większość rzeczy w tej książce jest fikcją zmyśloną na potrzeby rozwinięcia fabuły.
Sama historia jest bardzo wzruszająca, jednak to jak to zostało ujęte w tej książce zupełnie mi nie podeszło. Nie powiem już o zakończeniu, które nic nie mówi. Po przeczytaniu sięgnęłam po artykuły dotyczące Lilli aby poznać obszerniejszy obraz jej życia.
Podsumowując, książka dla mnie osobiście trudna, brak wciągającej fabuły, nudna, jednak historia pomimo wszystko warta poznania. Jakbym jeszcze raz miała wybór to jednak obejrzałabym film.

 

 

*opis ze strony wydawnictwa www.znak.com.pl

środa, 28 września 2016

Ulubione cytaty z "Małego Księcia"

Kochani, 
dzisiejsza notka poświęcona będzie pewnej książce, która jest chyba najbliższa mojemu sercu. Domyślam się, że również spora część Was, czytelników ma ogromny sentyment do „Małego Księcia”. Któż z nas nie spotkał się z tym bohaterem? Być może była to lektura szkolna, ktoś inny przeczytał ją z wewnętrznej potrzeby, jeszcze ktoś ma cytaty z niej wyryte w pamięci od dzieciństwa (tak, to właśnie ja).
Nie będę tu w żaden sposób recenzować tej książki czy opisywać fabuły, gdyż po pierwsze, recenzji tego małego arcydzieła nie byłabym w stanie się podjąć, a opis… myślę, że jest zbędny.
   Nie wiem czy jakąkolwiek książkę w swoim życiu przeczytałam tak wiele razy. Najpierw jako lekturę szkolną, gdy była jeszcze nie do końca zrozumiała. Następnie sięgnęłam po nią już jako człowiek bardziej rozumny i świadomy swoich emocji. Zapisywałam w zeszycie skrupulatnie cytaty, które najbardziej mnie poruszyły. I to właśnie w tym poście chciałabym je Wam i sobie przypomnieć. Oto kilka moich ulubionych :)




"Gdy ktoś kocha różę, której jedyny okaz znajduje się na jednej z milionów gwiazd, wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym. Mówi sobie: Na którejś z nich jest moja róża".

"– Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!
– A jak to się robi? – spytał Mały Książę.
– Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siedzisz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumień. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej".

"Wszyscy dorośli byli kiedyś dziećmi, ale niewielu z nich pamięta o tym".

"- Na pustyni jest się trochę samotnym.

- Równie samotnym jest się wśród ludzi".

"Wiesz... gdy się jest bardzo smutnym, lubi się zachody słońca".

"Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś".

"Tymczasem jesteś dla mnie jakimś chłopcem podobnym do stu tysięcy innych chłopców. I nie jesteś mi potrzebny. Także i ja nie jestem tobie potrzebny. Jestem dla ciebie tylko jakimś lisem podobnym do stu tysięcy innych lisów. ale jeśli mnie oswoisz, będziemy potrzebowali siebie nawzajem. Staniesz się dla mnie kimś jedynym na świecie".

"Jeśli chcesz odejść, to idź. Nie przeciągaj pożegnania, bo to męczące".

"Dla całego świata możesz być nikim, dla kogoś możesz być całym światem".

   A jak jest z Wami? Czy na Was również Mały Książę wywarł wpływ? Czy znaleźliście tu swój ulubiony cytat? Jeśli nie, podzielcie się nim :) Może uważacie, że fascynacja Małym Księciem w tym wieku to już dosyć infantylna zabawa? Jestem bardzo ciekawa waszych opinii zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych (jeśli się pojawią). 

 

 

Ps. To pierwsza ale na pewno nie ostatnia notka poświęcona temu bohaterowi - zrozumcie, adres bloga mnie do tego zobowiązuje. :)

 

sobota, 24 września 2016

"Sońka" - Ignacy Karpowicz




 Opis

    W życiu Sońki wszystko skończyło się dawno, dawno temu, wraz z wojną. Przeżyła i poczuła wtedy tyle, że później już ani żyła, ani czuła, mając jedynie wspomnienia i psią obrożę z gotyckim napisem. Przypadkowe spotkanie przy wiejskiej drodze daje początek opowieści, która wreszcie może zostać wysłuchana.
   Powiernikiem Sońki zostaje Igor — wzięty reżyser teatralny — który niespodziewanie znalazł się gdzieś poza zasięgiem sieci komórkowych. Na bieżąco przekształca historię staruszki w sztukę teatralną, tworząc własną wersję wydarzeń. A kiedy zdawać by się mogło, że wyczerpał już limit pomysłów, w wiejskiej chacie pojawia się Ignacy, o którym Igor uporczywie próbował zapomnieć…
   Sońka
to wielka, ale kameralna, prosta, choć niełatwa, wyciszona, lecz kipiąca emocjami, pacyfistyczna, a jednocześnie brutalna historia przepełniona miłością. Autor wykorzystuje konwencję romansu wojennego, by opowiedzieć o  kiedyś i teraz; o tu i tam; o piekle i raju pamięci.
   Ignacy Karpowicz po raz kolejny zaskakuje, jeszcze bardziej zachwyca i udowadnia, że po sukcesach Balladyn i romansów oraz ości na dobre wszedł do literackiej superligi.*

 

 Recenzja

   Przyznam, że niełatwo jest mi się zmierzyć z zadaniem stworzenia recenzji dotyczącej tej właśnie powieści. Tak to już bywa z ulubionymi książkami, że myśląc, rozmawiając czy też pisząc o nich możemy mieć zaburzony obiektywizm.
Tak też jest w tym przypadku. Z czystym sumieniem muszę stwierdzić, iż Ignacy Karpowicz to mój ulubiony współczesny polski pisarz. Przeczytałam praktycznie wszystkie jego dzieła i choć Sońka nie jest tą ulubioną to jest na tyle wyróżniającą i zasługującą na zauważenie, iż to właśnie ją postanowiłam tu umieścić.
   Kiedy pierwszy raz miałam okazję ujrzeć szatę graficzną najnowszej powieści Karpowicza od razu wiedziałam, że to będzie coś zupełnie innego. Miałam za sobą już lektury: Niehalo, Ości czy Balladyn i Romansów. Każda z danych książek odznaczała się bardzo bogatą i kolorową szatą graficzną. Coś co powodowało, że po wejściu do księgarni od razu wiedziało się, na której półce stoi Karpowicz ;) Sońka natomiast jest niezwykle skromna. Moglibyśmy rzec, iż jest nijaka. Co miał na celu autor "ubierając" swoją powieść tak, a nie inaczej? Czy chciał zwrócić uwagę jak istotną rolę odgrywa dana powieść w jego życiu autorskim?
   Czytając później wiele wywiadów z Panem Ignacym, będąc na spotkaniach autorskich zapamiętałam jedno: dla Karpowicza Sońka jest dziełem życia. Otwarcie mówi, że to nad nią pracował intensywnie przez wiele lat, a wszystkie inne powieści były tylko "tak pomiędzy" Sońką. Osobiście nie dziwi  mnie ten fakt, gdyż książka jest naprawdę wyjątkowa.
   Co w niej uderzyło mnie najbardziej? Złożyło się na to kilka faktów:
- akcja rozgrywająca się na tzw. pograniczu. Miejscu, gdzie ludność polska obcuje z ludnością białoruską. Miejscu, gdzie mówi się "po prostemu" i w głównej mierze po białorusku. Jako osoba pochodząca z Podlasia byłam zachwycona tym, że miałam możliwość spotkać się z tradycją i ludowością na kartkach książki. Nie mam pojęcia, jak dany zabieg użyty przez autora odbierany jest przez ludzi z innej części Polski. Czy nie działa to drażniąco? Niezrozumiale (chociaż na końcu książki znajduje się słownik, z którego osobiście często korzystałam)?
- fakt, że przedstawiona historia wydarzyła się naprawdę. Karpowicz historię Sońki usłyszał od swojego wuja- malarza Leona Tarasewicza. Historia ta zapadła mu w pamięć na tyle, iż postanowił uczynić z niej dzieło swojego życia. Pisarz nigdy osobiście nie poznał bohaterki swojej  powieści, gdyż nie chciał zaburzać jej spokoju w latach starości.
- uderzyła mnie sama historia, która jest po prostu przerażająco smutna. 

   Nie można jednoznacznie określić o czym jest Sońka. Jeden powie, że jest to powieść o miłości, inny zauważy w niej wątki wojenne, ktoś trzeci stwierdzi, że to powieść o poszukiwaniu sensu i odnalezieniem samego siebie w świecie. I wiecie co? Każdy z nich będzie miał rację.
   Karpowicz opowiada nam historię Soni, która od samego początku swojego życia miała "pod górkę". Jej matka zmarła przy porodzie, została pod opieką ojca, który gwałcił córkę nocami. Z biegiem lat przyszło jej żyć w jeszcze trudniejszych czasach wojny. To właśnie wtedy poznała niemieckiego SS-mana Joachima, którego pokochała ze wzajemnością. Niestety miłość ta ściągnęła na Sonię same kłopoty. Była szykanowana przez całą wieś, oskarżono ją o magię, a jej opinia szeptuchy przetrwała wiele pokoleń.
   Historia miłości Soni i Joachima jest przeraźliwie smutna. Dwoje ludzi, zakochanych w sobie, zupełnie nie znających języka drugiego... prowadziło to do skrajnych sytuacji. Najlepszym przykładem będzie tu opowieść Joachima o mordach popełnionych na Żydach, Sońka natomiast odebrała to jako oświadczyny ukochanego...
   Miłość, która nie miała prawa zaistnieć, cała historia z nią związana zostaje opowiedziana Igorowi, któremu zepsuł się samochód nieopodal domu Sońki.
Pojawienie się tego bohatera sprawia, że kobieta u skraju życia może przekazać swoją historię dalej, ratując ją od zapomnienia. W etapie tym mamy również do czynienia z wewnętrzną przemianą Igora, który odkrywa w sobie Ignacego, o którym dawno chciał zapomnieć, którego się wstydził.

Sońka jest wybitnym dziełem. Na pewno nie każdemu się spodoba, jest to trudna książka. Jedni będą ją pochłaniać, inni odłożą na półkę. Którymkolwiek z tych czytelników jesteś, pamiętaj o jej istnieniu :)


*opis ze strony Wydawnictwa Literackiego




wtorek, 20 września 2016

"Żona lotnika. Kobieta, która podbiła niebo" - Melanie Benjamin

   

  Odkąd pamiętam, uwielbiam biografię. O dziwo cenię jeszcze bardziej te, których bohaterów nie znam zbyt dobrze. Ostatnio do moich rąk trafiła (polecona przez koleżankę) "Żona lotnika...". Przyznam szczerze, że nie byłam do końca przekonana czy zabrać się za książkę, czy jednak ją odpuścić. Z czego wynikało owe wahanie? Z prostej przyczyny: nie jestem osobą, która interesowałaby się lotnictwem. Książka Melanie Benjamin jest historią opisująca życie pierwszej podniebnej pary: Charlesa Lindbergha i Anne Morrow Lindbergh. Historia miłości najsłynniejszego amerykańskiego lotnika, który jako pierwszy samotnie przeleciał przez Atlantyk i młodej, nieśmiałej córki ambasadora, która wraz z trwającym małżeństwem zmieniła się w silną, jednak niezwykle zależną od męża kobietę. 

   Przyznam szczerze, że rozpoczynając książkę nie czułam jakiegoś wielkiego porywu, przeczytałam ponad 100 stron i zostawiłam resztę na inną okazję. Ta okazja przyszła wczoraj, gdy podczas choroby potrzebowałam książkowego lekarstwa :) Jak się okazało udało się pochłonąć ją do końca. Nie powiem, że powieść napisana jest szczególnie wybitnie, jakimś wspaniałym językiem, czy z użyciem zabiegów sprawiających, że będzie się ja czytało "lekko". Jest napisana dosyć przeciętnie, jednak to nie język jest najważniejszy w tej powieści. To historia jaką napisało życie tworzy jej całość. To momenty, gdy Anne rezygnuje z bycia sobą dla męża, który nie jest w stanie okazać jej nawet minimalnych emocji i zainteresowania. Chwilę, gdy dziennikarze uniemożliwiają im normalne życie, są szykanowani, prześladowani i zmuszeni do poruszania się w ciągłym kamuflażu. Razem z główną bohaterką przeżywamy jej ból po uprowadzeniu i zamordowaniu dziecka. Cierpienie, którego nie miała prawa okazać i przeżyć gdyż mąż nie pozwalał jej na chwilę słabości. 

   Nie mogę napisać więcej, gdyż zdradziłabym całą fabułę, a nie o to chodzi w przyjemności czytania :)
Polecam tę książkę zarówno kobietom jak i mężczyznom, gdyż każdy znajdzie w niej coś ciekawego dla siebie.