czwartek, 1 czerwca 2017

"Mroki", "Pomroki" - Jarosław Borszewicz






Kochani, dziś jest bardzo ważny dzień. Wiem, że dla większości z Nas to Dzień Dziecka, jednak od zeszłego roku, ten dzień jest również dniem bardzo smutnym dla mojego czytelniczego serca… 1 czerwca 2016 roku odszedł Jarosław Borszewicz.

- Wiesz, co mi przypomina moje życie?
- No?
- Kostkę lodu rzuconą na rozpaloną blachę pieca; topnieje na moich oczach, a ja nic nie mogę zrobić.

Zdaje sobie sprawę, że dla wielu z Was to nazwisko może mówić niewiele. I dla mnie kiedyś było zupełnie obce. Na szczęście mam tak wspaniałych przyjaciół, którzy mają nieoceniony gust literacki, są wrażliwi i znają mnie bardzo dobrze. Tak właśnie dzięki mojemu przyjacielowi Wojtkowi do moich rąk trafiły Mroki (Wojtku dozgonna wdzięczność!)

Otwieram wówczas zaciekawiona prezentem urodzinowym. Czytam pierwszą stronę i moje serce uleciało gdzieś w najpiękniejszą dolinę szczęścia, wzruszenia, zachwytu.



    Dobrze, że jesteś,
    bo wczoraj znowu bolało mnie serce,
    a ciągle nie mam pomysłu na życie.

    Musisz mi pomóc,
    bo od szesnastu dni pada deszcz
    i życie powoli zaczyna mi się rozmywać.

    Miałem iść do dentysty,
    ale przybłąkał mi się wiersz o tobie,
    no i nie mam go z kim zostawić w domu.

    Dobrze, że jesteś,
    bo w zeszłym tygodniu "U Fukiera"
    śmierć znowu pytała o mnie szatniarza.

    Dzwoniłem dzisiaj do ciebie,
    ale słuchawka ugryzła mnie w rękę
    i pewnie ta rana tak szybko się nie zagoi.

    Musisz mi pomóc,
    bo jestem zmęczony jak Bóg,
    który harował przez tydzień -
    i nie stworzył świata...

Kochani zakochałam się w słowach tego człowieka od pierwszych chwil. Urzekł mnie, nie mogłam odłożyć tej książki ani na moment. Dzieliłam się nią z każdym, z kim tylko mogłam. Dla mnie to było odkrycie na miarę Stachury. Niezwykły balsam na serce, rozważania o śmierci w różny sposób, w różnych sytuacjach.
Musicie mi wybaczyć ale napisanie recenzji Mroków oraz Pomroków mnie przerasta. Żadne słowa nie będą w stanie oddać tego, co zawiera ta książka, co opisuje, jak bardzo ważna jest w moim życiu. Jest to dla mnie emocjonalne apogeum. Pewnego rodzaju katharsis.



Struktura książki jest  tak nieszablonowa, że samo to skłania do jej poznania.
Głównym bohaterem utworu jest Duet Zezowaty. Tak właśnie autor nazwał naszego bohatera. Co więcej Duet jest dorożkarzem, dzięki czemu poznaje wiele ciekawych ludzkich historii.
Ale to co się dzieje w głowie naszego bohatera to dopiero prawdziwe szaleństwo! Szczyt melancholijnej góry, smutku, rozmyślań o śmierci.

Mroki, z pewnością nie są książką, którą wystarczy przeczytać raz. Pierwszy raz jest tym, dla zachwytu, drugi i każdy kolejny to próba zrozumienia.

Naprawdę brak mi słów…
Może pozwolę, żeby książka powiedziała sama za siebie?
Mam nadzieję, że wstawione tu cytaty zachęcą kogoś do sięgnięcia po Mroki i Pomroki.

Moje serce
coraz częściej przypomina mi
zdrętwiałą rękę.
Niby jest.
Zdrowe i całe.
A jednak nie potrafię wykonać nim
najprostszego gestu.

Obiecałem swojej głowie, że nie wpuszczę do niej myśli, których ona nie chce. I nie dotrzymałem słowa.

Posłuchaj, Nieobecna...
Złapałem się na tym, że nie ma takiej godziny - co tam godziny, minuty takiej nie ma, żebym o tobie nie pomyślał. A co myślę? W jednej minucie, że cię kocham, w drugiej, że nienawidzę. Kolejność przypadkowa. W jednej, że bez ciebie ani kroczka, w drugiej, że przy tobie stoję w miejscu albo nawet, że się cofam. W jednej, że ogień, w drugiej, że woda... I tak bez przerwy. I od tego myślenia już mi się wszystkie sprawy - wszystkie razem i każda z osobna - potasowały... Zbłądziły mi się końce i początki, biele i czernie, przestworza i grudki ziemi... Ani co dobre, ani co złe - nie wiedziałem, Nieobecna. Ot, klasyczna nienawimiłość.

Największym błędem człowieka jest brak świadomości, że już żyje.
Że jego życie się już dawno zaczęło.
I może to paradoks,
ale bardzo mało jest ludzi,
którzy zdają sobie sprawę,
że już zaczęli żyć.

Czasem pogadałby człowiek sam ze sobą.
Ale gdzie tam!
Ja mu pytanie,
a on mi dwa!

Dobrze, że jesteś, bo wczoraj znowu bolało mnie serce, a ciągle nie mam pomysłu na życie.





Mroki to historia o śmierci, Pomroki opowiadają o miłości. Obie książki dzieli 35 lat różnicy.
Mroki zostały napisane w czasach studenckich autora, Pomroki trafiły do wydawnictwa 2 tygodnie przed jego śmiercią …
Jest to dla mnie wielką zagadką, że te oba terminy tak się zbiegły. Jednak czy autor mógł dla swoich fanów zostawić lepszą pamiątkę niż kontynuację losów ukochanego Dueta? Może dla niego samego, powieść ta była formą pogodzenia się z życiem, podsumowaniem. Nie wiem dokładnie co się wydarzyło. Wiem jedno: rok temu odszedł człowiek niezwykły, pozostawiając po sobie piękne słowa. Autor niestety mało znany, jednak przez tych którzy poznali jego twórczość niezwykle doceniany i gloryfikowany.

Dodam tylko, że książka absolutnie nie jest dla wszystkich! Nie da się chyba do niej poczuć nienawimiłości. Polecam ją dla osób wrażliwych, romantycznych(chodzi mi o prawdziwy wymiar romantyzmu, tego a’la Mickiewiczowego, a nie słodkie kwiatki i całuski). To trochę klimat  Schopenhauera  i jego weltschmerz. Poszukiwanie miłości i uciekanie od niej. Jeżeli razi Cię to i jest to dla Ciebie temat obcy – nie czytaj. Borszewicz zostawił nam dzieła, które zrozumie ten, kto chociaż raz w życiu przeniknął dogłębnym smutkiem. Ktoś kto rozumie inność, „dziwność”.

Mroki i Pomroki są arcydziełem w moim sercu.

Zastanów się zanim przeczytasz ale tak warto to zrobić.