wtorek, 27 grudnia 2016

"Powietrze, którym oddycha" - Brittainy C. Cherry




Witajcie! Jak samopoczucie po świętach? Najedzone? Może raczej przejedzone?
Mam nadzieję, że wasze układy pokarmowe już się regenerują, że macie jeszcze dziś wolne od pracy i możecie sobie odpocząć, czy posprzątać po świątecznej wizycie gości.  😊

Dzisiaj będzie o książce, na którą długo czekałam, której recenzje pełne zachwytu docierały do mnie z każdej strony. Która urzekła mnie swoją okładką i wątkiem, który porusza.
Co z tego wyszło? Przeczytajcie.

Opis 


Ostrzegano mnie przed Tristanem Colem.
"Trzymaj się od niego z daleka", mówili.
"Jest okrutny".
"Jest zimny".
"Życie go nie oszczędzało".
Łatwo skreślić człowieka na podstawie jego przeszłości. Właśnie dlatego, łatwo dostrzec w Tristanie potwora.
Ale ja nie potrafiłam tego zrobić. Zaakceptowałam spustoszenie, które w nim panowało. Sama czułam się bardzo podobnie.
Oboje wypełnieni pustką.
Oboje szukający czegoś innego. Czegoś więcej.
Oboje pragnęliśmy poskładać roztrzaskane fragmenty naszej przeszłości.
Może wtedy moglibyśmy nareszcie przypomnieć sobie, jak się oddycha.

Recenzja


Wysilili się z tym opisem, co nie? Pewnie są osoby, którym taki nic niemówiący opis bardzo odpowiada. Pozostawia on wiele do wyobrażenia, dodania, możemy tylko się domyślać, co zawiera powieść. Nie jestem zwolenniczką spoilerowania w opisach, ale uważam, że książka powinna posiadać, choć mały zarys, tego co czeka czytelnika. Tutaj, gdyby nie moje wcześniejsze zauroczenie fabułą w recenzjach innych blogerów, pewnie bym nie sięgnęła po tę książkę (dobra jestem okrutnym kłamcą, gdyż nie mogłabym przegapić książki z takim DRWALEM na okładce Wiem, to słabe, ale bywa i tak 💗).

Zacznę chyba od plusów, bo ich niestety będzie mniej 😞

Okładka
Tak, wiem jestem, w tym momencie bardzo profesjonalna. No, ale powiedzcie mi: Czy Was ta okładka nie przyciąga?

Szybko się czyta
Kwestia wydania. To, co lubię w książkach: odpowiednia czcionka, duże światło marginesów. Oczy mniej się męczą, a czyta się piorunująco szybko.

Główny bohater
Tristan, bo tak piękne imię autorka nadała głównemu bohaterowi, jest do przyjęcia. Nie jestem jakoś szczególnie zachwycona, nie powiem, że nie było momentów, gdy działał mi na nerwy, bo były takowe. Jednak w ogólnej kalkulacji wychodzi na plus.

Ciekawy pomysł na fabułę
Pomysł na fabułę, czyli wątek spotkania się dwójki osób, przeżywających żałobę po śmierci najbliższych, wydał mi się genialny. Byłam w pełnym pogotowiu, aby współczuć bohaterom, rozpoczynając lekturę. Jednak czy autorka sprostała moim oczekiwaniom?

NIE!
NIE!
NIE!

Tutaj już nie będzie punktów, tylko moje nerwy przelewane na klawiaturę. Zawiodłam się na książce. To pierwsza rzecz jaką chcę Wam powiedzieć. Naprawdę byłam przygotowana, na wspólne pokonywanie przeszkód, jednak przeliczyłam się. Zamiast dramatu, na jaki liczyłam, na głęboką analizę psychologiczną dostałam erotyk? Yyyy…. Słabo. 😒 Temat, który miał być głównym został odepchnięty na bok i zastąpiony tym, co się lepiej sprzeda. Nie kupiło mnie to.
Wiecie po pierwsze to akcję tej powieści widziałabym zupełnie gdzie indziej. Gdyby przenieść ją z tego zwykłego, plotkarskiego miasteczka, gdzieś na odludzie, do lasu (takie klimaty Sheridan) znacznie zwiększyłoby to wyeksponowanie bólu głównych bohaterów.
A może to ja pewnych spraw nie rozumiem? Może świat pędzi tak, że ludzie nie mają czasu przeżyć swojego bólu w spokoju. Nie wiem. Każdy powinien mieć takie prawo i nie powinien pozwolić sobie go odbierać.
Co jeszcze? Bohaterowie byli tacy… nijacy. Oprócz Tristana, małej Emmy i Pana prowadzącego „Sklepik z marzeniami”. Nikt nie skupił mojej uwagi. Irytująca przyjaciółka głównej bohaterki, mówiąca tylko o swoich podbojach łóżkowych, kiedy ta pogrążona jest w żałobie?  Hmm… no nic, po prostu mam inne pojęcie przyjaźni.


Podsumowując, żeby nie było tak źle. Książka jest dobra, czyta się ją dobrze, ale jak dla mnie tylko dobra. Patrząc po ocenach innych czytelników jestem jakimś wyjątkiem :p Chociaż wiem, że Kejt Pe ma podobne zdanie ;) To nie jest książka, o której długo będzie się pamiętało. Polecam ją jednak tym, którzy lubią wątki miłosne, bo chyba tylko o to chodziło autorce książki.

A wy czytaliście już? Co myślicie o tej książce? Jestem gotowa na falę krytyki, ale pamiętajcie to subiektywna ocena ;)

Ps. Jak tam po odwiedzinach Mikołaja? Bo mój spisał się na medal i przyniósł to o czym marzyłam *_*
Jak przeczytam to będzie recenzja, ale narazie zaległości ;)

czwartek, 22 grudnia 2016

❄ ŚwiątecznyTag książkowy ❄

   Miałam przed świętami już nic nie wstawiać, ale z racji tego, iż zostałam nominowana przez DeVi to chętnie dla odprężenia od obowiązków udzielę odpowiedzi na kilka świątecznych pytanek :)
Jest to mój pierwszy Tag, więc proszę o wyrozumiałość ;)
ZACZYNAJMY!


❄❄❄


1. FIKCYJNA RODZINA, Z KTÓRĄ CHCIAŁABYŚ SPĘDZIĆ ŚWIĘTA?

   Hah, nie wiem, czy istnieje taka, która spełniałaby moje wymagania :) (bo wiadomo najlepiej ze swoją), ale gdybym już miała wybierać to ciekawą alternatywą mogłaby być rodzina Bennet'ów z "Dumy i uprzedzenia".  A gdyby Pan Darcy zaszczycił nas swoją obecnością, to w ogóle - siódme niebo ♥
  Zastanawiałam się jeszcze nad przeniesieniem do Macondo i rodziny Buendiów, jednak chyba ilość Jose Arcadiów i Aurelianów stanowczo by mnie przytłoczyła. Tak więc tym razem zamiast Marqueza i "Stu lat samotności" wygrywa zdecydowanie Jane Austen i jej bohaterowie o nieco mniej tragicznym żywocie. 




❄❄❄

2. KSIĄŻKOWY GADŻET, KTÓRY CHCIAŁABYŚ OTRZYMAĆ W PREZENCIE?

   Hmm... chyba marzy mi się podstawka pod książkę, która umożliwiałaby mi czytanie podczas gotowania :D
Bo wiecie czasami trzeba coś zamieszać, dodać, pokroić, a jak gotować bez czytania? :p 


❄❄❄

3. POSTAĆ FIKCYJNA, KTÓRA WEDŁUG CIEBIE BYŁABY IDEALNYM ŚWIĄTECZNYM ELFEM?

   Elf może być tylko jeden i od wielu lat żadna moc tego nie zmieni :)
Nie wiem, czy byłby akurat idealnym świątecznym elfem, ale nie pogardziłabym :)
Oczywiście mowa tu o Legolasie z "Władcy Pierścieni"


❄❄❄


4. PRZYPORZĄDKUJ ŚWIĄTECZNĄ PIOSENKĘ DO KSIĄŻKI!

   Tutaj miałam dylemat i to całkiem spory ale ostatecznie zdecydowałam się na "Love, Rosie" i piosenkę wykonywaną przez Britney Spears "My Only Wish", bo czy bohaterowie książki nie byli swoim największym świątecznym marzeniem? :) 




❄❄❄

5. KSIĄŻKA LUB POSTAĆ, KTÓRĄ BYŁAŚ ROZCZAROWANA I KTÓRA POWINNA ZOSTAĆ UMIESZCZONA NA LIŚCIE NIEGRZECZNYCH?

   Tutaj co do postaci nie będę się wypowiadać, ale do książki to i owszem. Takie moje rozczarowanie tego roku to "Dziewczyna z portretu". Nie będę już się rozpisywać, jak bardzo się wynudziłam, bo moja recenzja, którą kiedyś umieściłam, wyrażała to wszystko :p 



❄❄❄


6. KSIĄŻKA LUB POSTAĆ, KTÓRA ZASŁUGUJE NA WIĘCEJ MIŁOŚCI I POWINNA ZOSTAĆ UMIESZCZONA NA LIŚCIE GRZECZNYCH?

   Dużo jest takich postaci, ale te zakamarki, w które sięga moja czytelnicza pamięć, podpowiadają mi, że największe współczucie za okazaną niesprawiedliwość kieruje do pewnego bohatera "Gry o Tron".
Pomimo przeszłości, dosyć krwawej i nieobliczalnej z biegiem "Pieśni Lodu i Ognia", to właśnie on przeszedł chyba największą przemianę.
O kim mowa? 


Jamie Lannister

 Ps. Jamie liczę na to, że zrobisz to co powinieneś! 



❄❄❄

7. CZERWIEŃ, ZŁOTO, ZIELEŃ – OKŁADKA, KTÓRA MA WSPANIAŁY, ŚWIĄTECZNY KLIMAT?



   Nie znam tej książki, ale okładka jest urocza ❤


8. KSIĄŻKA LUB SERIA, KTÓRĄ KOCHASZ TAK BARDZO, ŻE CHCESZ, ŻEBY WSZYSCY ZNALEŹLI JĄ POD CHOINKĄ W TYM ROKU, ŻEBY MOGLI JĄ PRZECZYTAĆ I RÓWNIE MOCNO POKOCHAĆ?

   To pytanie, to temat rzeka :o Niesprawiedliwością jest stawianie człowieka przed takim dylematem.
Ale dobrze... Będę się kierować trochę świątecznym klimatem (chociaż ta książka jest bardzo smutna), miłością do tej książki i zapachem ... :)
Jeżeli mam wybrać tę jedną, jedyną  będzie to "Dziewczyna z pomarańczami" Josteina Gaarder'a. Komu z nas święta nie kojarzą się z zapachem pomarańczy lub mandarynek?  :) 
Jednak niech Was nie zmyli tytuł. Książka jest naprawdę refleksyjna, zmusza do przemyśleń. Być może kiedyś wstawię jej recenzję, narazie jednak uważam to za misję niemożliwą :o


 


   Wypadałoby mi kogoś nominować, ale nie wiem czy przed świętami to dobra opcja. Podam trzy osoba, jeśli jednak nie będziecie miały ochoty, czy czasu to po prostu nie odpowiadajcie. Ba! Dla mnie nawet wystarczy jeśli odpowiecie mi w komentarzu pod postem :)
Poproszę, więc o odpowiedź:  


Oczywiście jeżeli, ktoś będzie miał ochotę również odpowiedzieć na pytania zachęcam :) Odpowiadajcie w komentarzach, chętnie poznam wasze typy :)

Jeszcze raz Wesołych Świąt! ❤

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Book Tour "Moje Serce i inne czarne dziury" - Jasmine Warga

   
http://molinkaksiazkowa.blogspot.com/


   Na początku chciałabym serdecznie podziękować osobie, dzięki której owa książka trafiła w moje ręce. Dziękuję Ci, więc Molinko za możliwość przeżycia tych wszystkich emocji, jakie zostały mi zafundowane.
Już wcześniej słyszałam wiele dobrego o tej książce, a możliwość przeczytania jej w Book Tour spadła mi prosto z nieba.
O czym jest książka?

Szesnastoletnia Aysel, miłośniczka fizyki i muzyki klasycznej, obsesyjnie planuje własną śmierć. Jej ojciec dopuścił się brutalnej zbrodni, która wstrząsnęła całym miasteczkiem, matka nie może na nią patrzeć, bo obecność córki przypomina jej o przeszłości, zaś koledzy i koleżanki z klasy obgadują ją za plecami przy każdej możliwej okazji... Aysel jest gotowa zamienić swoją energię w nicość.Dziewczyna ma tylko jeden problem: nie jest pewna, czy starczy jej odwagi, by to zrobić. Wszystko zmienia się, gdy odkrywa stronę internetową, na której ogłaszają się partnerzy do samobójstwa. Użytkownik o nazwie FrozenRobot, a w rzeczywistości zmęczony własną rodzinną tragedią nastolatek imieniem Roman, szuka kogoś, z kim będzie mógł odebrać sobie życie.
Chociaż Aysel i Roman nie mają ze sobą nic wspólnego, nowa znajomość zaczyna wpływać na dwoje nastolatków w nieoczekiwany sposób. W miarę zbliżania się wyznaczonej daty samobójstwa Aysel zaczyna wątpić, czy to naprawdę najlepsze rozwiązanie. Będzie musiała wybierać między własnym pragnieniem śmierci a próbami przekonania partnera, aby pozostali przy życiu. Tyle, że Romana nie tak łatwo przekonać...

Muszę na początku przyznać, że, pomimo, iż lubuje się w dramatach, melodramatach, literaturze wojennej, (czyli ogólnie w smutnych klimatach), to książka ta była dla mnie niezwykłym wyzwaniem…
Opowieść o depresji młodych ludzi, którzy mają dość życia, którzy są bezradni wobec siebie samych i pozbawieni zupełnie woli walki dotyka najczulsze punkty naszej wrażliwości.
Przyznam, iż odebrałam tę książkę bardzo osobiście. Bogu dzięki nigdy nie miałam do czynienia z „czarnym ślimakiem”, który zatruwa życie głównej bohaterki. Jednak tematy depresji nie są mi obce.

„Założę się, że gdyby ktoś rozciął mi brzuch, wyślizgnąłby się z niego nagi czarny ślimak depresji. Szkolni psychologowie uwielbiają powtarzać: „Po prostu myśl pozytywnie”, ale to nie jest możliwe, kiedy coś wewnątrz ciebie tłamsi każdą odrobinę radości, jaką jesteś w stanie z siebie wykrzesać. Moje ciało to wydajna maszyna do zabijania szczęśliwych myśli. ”

Jasmine Warga serwuje nam historię, o bólu i cierpieniu, o zagubieniu, o tym jak ciężko stawić czoło przeciwnościom, które serwuje nam los. Prowadzi swoich bohaterów przez trudną drogę, nie oszczędza ich.
Troszkę się czułam jakbym oglądała „Salę samobójców”. Tu również mamy do czynienia z portalem internetowym, w którym to bohaterzy poznają się i planują wspólnie popełnić samobójstwo.  Dlaczego? Po co im, do tak intymnej i prywatnej sprawy jak śmierć potrzebny partner? Żeby nie stchórzyć. I tu zapala się światełko nadziei, które powoli zaczyna tlić się coraz bardziej, gdy nasi bohaterowie poznają się coraz bliżej.


Kochani, nie chcę Wam spoilerować, chociaż już krótkie zdanie na okładce książki to robi. Powiem tylko, że powody, którymi kierowali się bohaterowie, naprawdę wywołały we mnie ogromne współczucie. Najbardziej żal mi było Romana, którego historia wycisnęła ze mnie morze łez. Naprawdę będąc w młodym wieku człowiek może się pogubić, może nie być w stanie unieść ciężarów zarzuconych mu na barki, jednak tak bardzo chciałabym, aby Ci młodzi (i nie tylko młodzi) ludzie nie tracili nadziei. Że może po tej straszliwej burzy z piorunami, gdy mamy wrażenie, że to już koniec, za chwilę ma wyjść słońce…?

„Myślę o czarnym ślimaku pełzającym po moim wnętrzu, wysysającym potencjalną energię do radości. Przyciskam dłoń do brzucha i rozpaczliwie pragnę, żeby go nie było, żeby istniał sposób na to, by naprawić mnie, by naprawić Romana”.

Na zakończenie dodam, że serdecznie dziękuję, iż ukazane zostało jak ważny jest drugi człowiek w naszym życiu. Czasami zwykłe wygadanie się, rozmowa, przytulenie to tak nie wiele, a tak naprawdę to najpiękniejsze, co my ludzie możemy sobie dać.
Szanujmy, więc nasze miłości, nasze rodziny, przyjaciół. Przecież nawet nasz ukochany zwierzak, może nam pomóc (wszakże bohater książki posiadał żółwia).

Taki smutny u mnie temat przed świętami, ale uważam, że to lektura dla wszystkich. Czytajmy, obserwujmy i bądźmy wyczuleni na zachowanie ludzi wokół – nie bądźmy obojętni na czyjeś nieme wołanie o pomoc.

Cytując klasyka:

„Nadzieja to dobra rzecz, może najlepsza ze wszystkich, a to, co dobre, nigdy nie umiera.”

S. King „Skazani na Shawshank”

(Wiecie, że to moje motto życiowe? Zawsze to sobie powtarzam w momentach zwątpienia)


Strasznie długa wyszła mi ta notka i prawie nic konkretnego Wam nie powiedziałam. Myślę, że każdy sam powinien wiedzieć, czy jest w stanie porwać się na taką literaturę. Chociaż bohaterami są nastolatkowie, to powieść absolutnie i zdecydowanie dla wszystkich!

A korzystając z okazji, bo przed świętami nie będę już wstawiać żadnej recenzji, z racji tego, że kocham święta i całkowicie mnie pochłaniają, chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia.
Życzę Wam spokoju ducha, serca pełnego nadziei i miłości. Aby każdy nowy dzień był wyjątkowy. Byście mogli cieszyć się życiem we wszelkie możliwe sposoby. Niech Wasze marzenia doczekają się spełnienia. Kochacie i bądźcie kochane, bo każdy zasługuje na miłość i szczęście. Wesołych Świąt! <3





poniedziałek, 12 grudnia 2016

"Love, Rosie" - Cecelia Ahern







Kochani witajcie po przerwie. Wracam! Przerwa może nie była długa ale wydaje mi się, że minęły całe wieki od  kiedy tu zaglądałam.
Uroczyście ogłaszam, że pierwsza część egzaminów została zaliczona bardzo dobrze, także pierwsze koty za płoty.
Ponieważ na studia dojeżdżam 400 km więc miałam bardzo dużo czasu na czytanie w pociągu. Długo zastanawiałam się, którą z książek na półce zabrać ze sobą. Konkurencję wygrała „Love, Rosie”. Tak jak przewidziałam, pochłonęłam ją w czasie swojej wielogodzinnej podróży. Zacznijmy od krótkiego opisu:


Rosie i Alex od dzieciństwa są nierozłączni. Życie zadaje im jednak okrutny cios: rodzice Alexa przenoszą się z Irlandii do Ameryki i chłopiec oczywiście jedzie tam razem z nimi. Czy magiczny związek dwojga młodych ludzi przetrwa lata i tysiące kilometrów rozłąki? Czy wielka przyjaźń przerodziłaby się w coś silniejszego, gdyby okoliczności ułożyły się inaczej? Jeżeli los da im jeszcze jedną szansę, czy Rosie i Alex znajdą w sobie dość odwagi, żeby spróbować się o tym przekonać?


Znacie te książki z serii „Przecież to już było? Ile razy można powtarzać ten temat?”. Tak to jedna z tych książek. I tak jak się domyślacie zupełnie nie przeszkadza to czytelnikowi w odbiorze J
Książkę pochłania się błyskawicznie! Wsiąkamy w historię Rosie i Alexa jak woda w gąbkę. Serdecznie kibicujemy bohaterom, przeżywamy z nimi całą paletę uczuć. Ja przeżyłam cały kalejdoskop. Gdyby nie fakt, że przebywałam w miejscu publicznym musiałabym głośno komentować cały bieg wydarzeń na głos :D
Nie mogę narzekać na fabułę. Była naprawdę porywająca. Sytuacje, która autorka stworzyła swoim bohaterom momentami przerastały moje pojęcie. Czasami byłam zła, wściekła. Miałam ochotę porzucić książkę, jednak nie zrobiłam tego. Dlaczego? Bo chociaż książka była bardzo przewidywalna, to z każdą dekadą życia naszych bohaterów pięści zaciskały mi się coraz bardziej. Musiałam wiedzieć jaki los ostatecznie Pani Ahern zafunduje Alexowi i Rosie.
Wiecie co w tej książce przygnębiło mnie najbardziej? Świadomość, że takie rzeczy zdarzają się w prawdziwym życiu. I jak to bywa, nie zawsze dostajemy happy end.
:( Ludzie żyją latami obok siebie, nie wiedząc o ty, że wzajemnie tracą coś wielkiego. Przeraża mnie ten fakt. Ten brak odwagi. Nie bójmy się mówić „Kocham”! Sama jestem przykładem jak przełamanie samej siebie może wiele zmienić w naszym życiu, w naszym sercu.
Ale dosyć tej osobistej dygresji!
Były momenty, że miałam ochotę własnymi rękoma zamordować bohaterów książki. Za ich głupotę, za ich naiwność, oszukiwanie samych siebie i wszystkich wokół.
Powieść jest niezwykle emocjonalna. Całą historię poznajemy poprzez listy, e-maile i smsy. Uwielbiam formy epistolarne w książkach i to był miód na moje obolałe serce czytelnicze, które dawno nic nie przeczytało.
Jedyne przy czym muszę głośno zaprotestować to kolejne potwierdzenie, że przyjaźń damsko- męska zawsze albo się kończy albo przeradza w miłość. Nie zgadzam się z tym i głośno protestuje. Sama mam wspaniałych przyjaciół płci męskiej i wspaniale się czuję między tymi przedziałami
:)

Podsumowując „Love, Rosie” to przemiła powieść, która skłania do przemyśleń nad postępowaniem, nad wyborami, których dokonujemy w życiu. Historia o wspaniałej przyjaźni i miłości. O marzeniu i spełnianiu tych marzeń.
Polecam ją z całego serca <3
Ps. Z racji tego, że znowu jestem chora i obecnie przebywam na zwolnieniu jutro mam zamiar nadrobić w końcu blogosferę. Wkrótce nadchodzę :) Wybaczcie jeśli komentarze  będą spójne, jednak choroba robi swoje, a ja w zupełnym bezruchu straszliwie się męczę ;)

wtorek, 6 grudnia 2016

"Pokocham ją siłą woli..."

Kochani. Mało mnie tutaj ostatnio i na razie nie mam widoków na to, aby to się zmieniło. Musicie mi wybaczyć. Nie mam o czym pisać, bo nie mam czasu czytać, a poza tym pisać też nie mam kiedy, więc ten post będzie bardzo zwięzły i refleksyjny.
Wybaczcie mi, że nie odwiedzam waszych blogów, jednak w ten weekend czekają mnie 3 egzaminy, w bibliotece miałam spotkania z dziećmi + dochodzą inne rzeczy jak lekarze czy robienie ozdób świątecznych na kiermasz charytatywny. Ale już niedługo obiecuję, dajcie przeżyć mi ten weekend i mam nadzieję wrócić do Was szczęśliwa po zdanych egzaminach, przeczytanej książce ( wszakże długa podróż pociągiem przede mną więc będzie czas na czytanie). Później będziemy czekać na Święta :D

A teraz zostawiam Was z moją bratnią duszą ze świata literackiego. Człowieka, którego pokochałam jedyną w swoim rodzaju miłością. A miłość ta zrodziła się właśnie od tego opowiadania…. Pokocham ją siłą woli.
Zostawiam Wam fragmenty i link do słuchowiska, które przesłuchałam już wielokrotnie.
Dziękuję Ci Edwardzie Stachuro, że tworzyłeś tak piękne rzeczy. 






Zamilkła, spojrzała w okno i znowu na mnie. Ja paliłem i patrzyłem

na to wszystko poprzez snujący się fantasmagorycznie dym palonego

papierosa.

- Jesteś mężczyzną; ja, jak widzisz, jestem kobietą. I uśmiechnęła się.

Miękko, ale nie kocio. Kobieco, ale nie zalotnie. Choć może zalotnie, ale

jakoś nieprzewrotnie. I nieznacznie. Bardzo delikatnie. Mnie - co starałem

się widzieć wszystko, każdy najmniejszy nawet szczegół mogący być mi

pomocny w kontrataku na powszechną i co dzień, i co krok nachalną

wulgarność świata - bardzo się ten uśmiech spodobał i spróbowałem

odwzajemnić się dziewczynie uśmiechem podobnym.

- Jestem kobietą - podjęła dziewczyna - i... jak by ci to powiedzieć... no,

jestem normalną kobietą.

        Jeżeli to prawda, to dobrze - pomyślałem. To bardzo dobrze. Bo w

ten sposób jest już nas przynajmniej dwoje normalnych w tym

nienormalnym, chorym świecie.

- Wszystko, co powiem, to prawda - powiedziała, jakby nie wiem jakim

zmysłem wyczuwając, że o tym właśnie przed sekundą myślałem.

- Co ty o tym wszystkim pomyślisz, to twoja sprawa, ale musisz mi

wierzyć. To dla mnie bardzo ważne. Musisz mi wierzyć.

Kiwnąłem głową.

- Jestem normalną kobietą - podjęła dziewczyna - ale od pewnego czasu,

od początku właściwie, nie ma w moim życiu żadnego mężczyzny.

Mogłabym mieć, wybacz mi ten zwrot, ale nie chciałam. Nie tylko dlatego

nie chciałam, to też ci chcę powiedzieć, że brzydzę się tą grą, tym

łaszeniem się, tym podchodzeniem, tym skradaniem się...

Tymi ociekającymi słówkami, tym ociekającym wzrokiem, tą ociekającą

śliną - dodałem w myśli.

- ...Kiedy widzę - podjęła - jak to robią inni, czy to mężczyźni, czy to

kobiety, kiedy jestem tego przypadkowym świadkiem albo niekiedy

obiektem, to nie wiem... chciałabym się schować pod stół albo zniknąć

nagle, wyparować, żeby tego nie oglądać. A czasami to... czasami to

muszę wyjść do łazienki, bo robi mi się niedobrze. Nachodzą mnie

wymioty.

 

         Niesamowite - pomyślałem. Chyba po raz pierwszy słyszę kogoś,

kto mówi o tych sprawach tak, jak ja bym o tym mówił. Niesamowite.

(...)

- Tak, mogłabym - podjęła. I znów na chwilkę przerwała, i znów po chwilce

podjęła:

- Ale nie chcę. Bo jeszcze więcej niż tej gry, wiesz, to brzydzę się

mnogości. Wielości. Brzydzę się. Fizycznie i nie tylko fizycznie. Ja nie

jestem wieloma kobietami. Jestem jedną kobietą i chcę być jedną. I nie

chcę wielu mężczyzn. Chcę jednego. Chciałabym. Rozmawiam nieraz z

koleżankami, tak ogólnie, ale trochę też o tym, i one mówią: "Trzeba

mieć zdrowy stosunek do tych spraw". Zdrowy stosunek według nich to

spać z każdym mężczyzną, który się podoba, który jest przystojny albo

miły, ujmujący, albo który kobiecie czymś imponuje, szybką jazdą na

motorze, szampańskim wydawaniem pieniędzy albo grą na gitarze, albo

czymś w tym rodzaju. Jeżeli to jest zdrowy stosunek, to mój jest chory. Ale

ja nie myślę, że mój Jest chory. Nie mogę, a nawet gdybym mogła, nie

chcę spać z wieloma mężczyznami, z drugim, trzecim, piątym. Z jednym

chciałabym. I nawet tańczyć nie chcę z wieloma. Nic chcę się ocierać o wiele

męskich ciał. Nie wiem, co o tym pomyślisz, ale powiem ci, że ja nie widzę

dużej różnicy pomiędzy zatańczeniem z mężczyzną a położeniem się z

nim do łóżka. Na pewno można na to spojrzeć inaczej, nie tak drastycznie,

jak powiedziałaby moja koleżanka, ale ja tak to widzę i mówię ci to, bo

chcę ci powiedzieć. Żebyś wiedział o mnie. Choć ja o tobie to, tak

naprawdę, nie wiem nic. Widzę cię po raz drugi w życiu i wszystko, co

myślę o tobie, to sobie wyobraziłam.

(...)

- Wiesz, temu jednemu mężczyźnie chciałabym dać, tak zwyczajnie, tak
najzwyczajniej w świecie - jak podarek imieninowy czy urodzinowy - całe
moje życie. Bez reszty. Chciałabym być z nim i podróżować z nim, i czekać
na niego wtedy, kiedy nie mógłby mnie ze sobą zabierać. Chciałabym dla
niego utrzymywać dom w czystości i robić zapasy na zimę, kompoty,
konfitury, marynować grzyby, kwasić ogórki, butelkować szczaw, pomidory,
kisić kapustę Í inne wspaniałości. Chciałabym mu zrobić na drutach albo
na szydełku długi długi ciepły szalik i ciepły sweter, i ciepłe rękawiczki, i
ciepłą czapkę, i bardzo ciepłe skarpety, i w ogóle. Bo to tak jest, że dla
siebie, owszem, można coś tam zrobić, ale dla drugiego człowieka to już
można coś niesamowicie pięknego zrobić, wszystko. Wszystko, i, czy ja
wiem... może jutro zgaśnie słońce, przecież może; albo nam je przesłoni,
na zawsze, jakiś straszny potworny grzyb... Przeciec może.

        Jakże niesamowicie mówi ta dziewczyna - myślałem. Jakim
sposobem ona uchowała się i uchowała takie myślenie niemodne w świecie
tym, wśród ludzi tych, którzy - sami nie potrafiąc tak mocno i prosto
kochać - wszystko robią, żeby taką miłość poniżyć, pognębić, zhańbić,
zdeptać, zniszczyć, zamordować (bo inność drażni jednakowość), l
specjalne obyczaje w tym niszczycielskim morderczym celu stworzyli,
specjalną filozofię, specjalną sztukę, specjalnych specjalistów-artystów,
cały specjalny świat. I, no tak, no tak, przecież może jutro zgasnąć Słońce
albo może nam je przesłonić jakiś straszny potworny grzyb. Na zawsze,
jutro, pojutrze, na zawsze, przecież może się to stać.